Ludność w pierwszej połowie 2025 roku
Dane o ruchu naturalnym ludności w pierwszej połowie 2025 nie napawają optymizmem - demograficzna katastrofa Polski tylko się nakręca
Nota: Ten wpis publikujemy bez paywalla — w najbliższych tygodniach za paywallem napiszemy, co to wyludnianie się kraju będzie znaczyło w praktyce na przestrzeni kolejnych dekad. Zachęcamy do zasubskrybowania już dzisiaj, tutaj lub na Patronite. Na zachętę, subskrybentom wykupującym prenumeratę na cały rok z góry do 1 listopada oferujemy 30% zniżki na Substacku.
Główny Urząd Statystyczny opublikował najnowsze dane o ludności Polski, według stanu na 30 czerwca bieżącego roku. Pokazują one obraz katastrofy:
Urodziło się zaledwie 115.755 dzieci — o 7,9% mniej niż rok wcześniej
Zmarło 208.364 osób — o 2,5% więcej niż rok wcześniej
Saldo migracji zagranicznych nieco się poprawiło — z 4.286 w pierwszym półroczu zeszłego roku do 5.574 osób w tym
Ogółem liczba ludności Polski zmniejszyła się w pół roku o 87.035 osób, czyli tak, jakby zniknęło Jastrzębie-Zdrój czy Słupsk. Rok wcześniej w tym samym czasie też był spadek, ale o 73.437 osoby, a więc o mniejsze miasto (takie wielkości Konina czy Mysłowic).
Oczywiście, nie wszędzie było tak samo źle, ale też w niektórych miejscach było jeszcze gorzej niż wskazują powyższe dane.
Najgorzej wygląda sytuacja z przyrostem naturalnym. Tylko w 6 powiatach (głównie podmiejskich, chociaż także w Rzeszowie) było więcej urodzeń niż zgonów, za to w aż 36 powiatach na jedno urodzenie przypadały więcej niż trzy zgony, a w kolejnych 174 minimum dwa zgony! Razem to ponad połowa powiatów w kraju. Najbardziej szalone tempo wyludniania dotyka region sudecki, Zagłębie Dąbrowskie i wiele powiatów peryferyjnych w Polsce wschodniej.
Jak wielkie jest to pogorszenie statystyk niech świadczy fakt, że zaledwie 5 lat temu nie było ani jednego powiatu, w którym liczba zgonów byłaby wyższa od liczby urodzeń trzykrotnie lub więcej, tylko 20 powiatów, gdzie stosunek wynosił 2:1 lub więcej i 82 powiaty z dodatnim przyrostem naturalnym.
Ponieważ ubytek naturalny jest tak wielki, w I półroczu 2025 nie było ani jednego województwa, którego ludność się zwiększyła. Najbliżej było pomorskie, ale nawet tam liczba mieszkańców spadła o 713 osób (0,3 osoby na 1000 mieszkańców). Podobne tempo wyludniania osiągnęły też mazowieckie (-0,3) i małopolskie (-0,4). Na drugim końcu tabeli, w “spirali śmierci” znajdziemy z kolei świętokrzyskie (-4,7), lubelskie (-4,4) i łódzkie (-4).
I chociaż saldo migracji nie przezwyciężyło ubytku naturalnego w żadnym z województw, to nieco inaczej sytuacja wygląda na poziomie gmin i powiatów. Spójrzmy najpierw na dwie mapy gmin poniżej. Po lewej widzimy przyrost naturalny — było tylko 319 gmin (lub części gmin w przypadku gmin miejsko-wiejskich), w których był on dodatni lub wyniósł zero. Nawet ostatnie bastiony dodatniego przyrostu naturalnego — Kaszuby, Wielkopolska i okolice Nowego Sącza — bądź to zbladły, bądź kompletnie zanikły. Po prawej mapa ma już znacznie więcej zielonego. To saldo migracji — ciągle jest w Polsce sporo gmin, które mają je pozytywne. Szczególnie oczywiście wyróżniają się gminy podmiejskie dookoła miast tzw. wielkiej piątki, ale także większości pozostałych miast wojewódzkich.
Jeśli połączymy te mapy razem, zobaczymy coś ciekawego. O ile na mapach powyżej mieliśmy sporo gmin ze średnimi zmianami liczby mieszkańców z powodu salda migracji czy przyrostu naturalnego — rzędu 2-5 czy 5-10 osób na 1000 mieszkańców — to na mapie poniżej mamy de facto dwie Polski stojące ze sobą w ogromnym kontraście. Zdecydowana większość gmin jest albo w najgorszej albo w najlepszej kategorii, czyli albo ujemny przyrost naturalny i ujemne saldo migracji potęgują się tam wzajemnie, albo lekko ujemny przyrost naturalny jest z nawiązką równoważony przez dodatnie saldo migracji.
Nietrudno domyślić się, że w tej drugiej kategorii znajdziemy aglomeracje wielkiej piątki i tereny podmiejskie pozostałych miast wojewódzkich (choć raczej z wyjątkiem Gorzowa, Kielc, Katowic, Opola i Torunia). W tej pierwszej jest natomiast prawie cała reszta kraju, prowincja, która dosłownie umiera na naszych oczach.
Same miasta też nie są w najlepszej formie. W pierwszym półroczu bieżącego roku były tylko cztery miasta na prawach powiatu, których liczba ludności wzrosła:
Kraków (+1422), Gdańsk (+509) i Warszawa (+190) wzrosły w całości dzięki dodatniemu saldu migracji (tzn. przyrost naturalny był ujemny, ale saldo migracji zrekompensowało go z nawiązką)
Rzeszów — prawdziwy ewenement — wzrósł o 223, w tym 58 dzięki dodatniemu przyrostowi naturalnemu i 165 dzięki dodatniemu saldu migracji
Wszędzie indziej były większe lub mniejsze spadki. Najszybciej wyludniały się Włocławek, Konin i Chełm (ponad 0,8% w pół roku!).
Warto jednak na krótko wrócić do tych miast, które zyskały mieszkańców. Bo nawet na tym małym przykładzie widzimy, jak wyludnianie się prowincji prędzej czy później dosięgnie duże miasta. Czemu Kraków jest przed Warszawą, mimo że jest mniejszym miastem i mimo wszystko oferuje mniejsze możliwości niż stolica? Odpowiedź jest prosta — Kraków w swoim zasięgu oddziaływania jeszcze ma powiaty i gminy, które są stosunkowo młode i mają młodych ludzi do wysłania do tego miasta. Warszawa już tego komfortu nie ma — wydrenowała byłą Kongresówkę do cna. W przyszłości będzie tylko gorzej. Jeśli trendy z pierwszego półrocza utrzymają się do końca roku, w 2025 w całej Polsce na świat przyjdzie mniej dzieci niż obecnie osób z rocznika 1983 mieszka tylko w siedmiu największych aglomeracjach miejskich!
To jest wręcz trudne do wyobrażenia. Rocznik 1983 był rekordowy, to fakt, ale generalnie roczniki lat 80. i wczesnych 90. były dwu- a nawet trzykrotnie ludniejsze niż obecnie rodzące się roczniki. Jak ma funkcjonować Polska za 30 lat, kiedy popyt na wszystko, od mieszkań, przez autobusy, samochody (ale i podaż pracy) będą trzykrotnie mniejsze niż dzisiaj? Nie wspominając o niektórych gminach (obecnie są cztery: Nowe Warpno, Krynica Morska, Dubicze Cerkiewne i Baligród), w których w tym roku nie urodziło się jeszcze żadne dziecko, zaś w kolejnych 26 urodziły się co najwyżej trzy. Gdzie do szkoły pójdą te dzieci, jak nauczą się pracy w grupie?
Na koniec jeszcze ciekawostka. Demografia ma to do siebie, że długo wydaje się, że nie jest tak źle, ale potem zapaść uderza nagle i z ogromną siłą. Przykładowo, województwo śląskie od dekad ma znacznie gorszy współczynnik dzietności niż małopolskie (choć dystans się zmniejsza), a od dwóch dekad dochodzi do tego ujemne saldo migracji, kiedy w małopolskim (dzięki Krakowowi) jest dodatnie. I w tym roku widać tego szokujące efekty — w śląskim urodziło się mniej dzieci niż w małopolskim (a także w wielkopolskim, ale to na marginesie), mimo że śląskie ciągle ma o 1/4 (blisko milion osób) mieszkańców więcej niż małopolskie.
Jeśli spojrzymy na piramidę wieku ludności, przyczyna robi się jaśniejsza — śląskie ma po prostu dużo starych ludzi, ale wśród młodych jest już ich mniej więcej tyle samo, przez to, że ci starsi w śląskim mieli mniej dzieci, a te, które mieli, często wyjechały do małopolskiego. Kolejne pokolenie w śląskim będzie mniejsze niż w małopolskim, w którym i tak kolejne pokolenie będzie o połowę mniejsze niż to, które dzisiaj zaczyna mieć dzieci. Jeśli nic się nie zmieni, za 100-150 lat Polaków już praktycznie nie będzie — ani w śląskim, ani w małopolskim.
Bardzo trudno mi uwierzyć w oficjalne dane GUSowskie dot. migracji zagranicznej netto - anegdotycznie ta migracja w Polsce jest ogromna (pracuję w branży rekrutacji m-narodowej), a dane GUS jakoś nie powalają. Ma Pan może dane potwierdzające/zaprzeczające ogólnym liczbom wg GUS?