Upadek średniej wielkości miasta
Mniejsze i byłe miasta wojewódzkie są w forpoczcie wyludniania się: za duże, żeby się utrzymać tylko z handlu i fabryk, za małe, żeby walczyć o lepsze miejsca pracy.
W przerwie świątecznej spojrzeliśmy na zmiany ludności w największych aglomeracjach miejskich kraju, gdzie w większości mamy do czynienia z wzrostami w skali aglomeracji, a lokalnie przede wszystkim na przedmieściach.
Dzisiaj spójrzmy na kolejną kategorię miast - pozostałe miasta wojewódzkie oraz większe byłe miasta wojewódzkie. W tej grupie zmiany demograficzne są już zupełnie inne - w większości aglomeracji mamy silne spadki, z lokalnymi wzrostami na przedmieściach nie rekompensującymi jednak spadków w mieście. Widać to już nawet na mapie ogólnopolskiej:
We wszystkich mapach poniżej skala kolorów jest taka sama jak na mapie powyżej. Zaś same mapy są wykonane w skali 1:85000.
Białystok
Zaczynamy jednak od pozytywów. W Białymstoku rośnie zarówno miasto (delikatnie, 244 w stosunku do 2011 roku), jak i przedmieścia. Białystok rośnie głównie dzięki byciu największym miastem okolicy. Młodzież z całego województwa podlaskiego opuszcza rodzinne wsie i miasteczka i przeprowadza się do Warszawy lub właśnie do Białegostoku.
Poważnym pytaniem dla władz Białegostoku jest to, na ile jeszcze zostało dzieci na podlaskiej wsi. Region ten zmaga się bowiem z ogromną emigracją, niską dzietnością i brakiem młodych kobiet, które mogłyby urodzić dzieci.
Rzeszów
Rzeszów to fenomen — miasto zasługuje na osobny wpis, o który kiedyś się pokuszę. Miasto zyskało blisko 16,5 tys. mieszkańców od czasu ostatniego spisu i nie jest to kwestia tylko rozszerzania jego granic, bo widać wyraźnie, że dzielnice bezpośrednio okalające centrum też zyskały mieszkańców. Nawet okrojony, mieszkańców zyskał też powiat rzeszowski — o ponad 10 tys. Co więcej, Rzeszów oddziałuje nawet na blisko położone powiaty łańcucki i ropczycko-sędziszowski, które obok rzeszowskiego były jedynymi w podkarpackim ze wzrostem liczby mieszkańców.
Podobnie jak w Białymstoku, sukces Rzeszowa zdaje się wynikać z “zasysania” młodzieży z całego województwa. Rzeszów ma jednak znacznie lepsze perspektywy na przyszłość niż Białystok, bo podkarpackie jest młodsze i bardziej płodne niż podlaskie. Rzeszów ma też kilka atutów niezwiązanych bezpośrednio z byciem stolicą województwa, np. prężny przemysł lotniczy.
Olsztyn
Olsztyn też jest na plusie. Chociaż w samym mieście ubyło blisko 4,5 tys. mieszkańców, to w powiecie olsztyńskim przybyło 8,7 tys. mieszkańców. Szczególnie popularna jest gmina Stawiguda (która akurat nie załapała się na mapie, bo jest za bardzo na południe), która regularnie pojawia się w rankingach najszybciej rosnących gmin.
Trudno mi spekulować, dzięki czemu rośnie Olsztyn. Województwo warmińsko-mazurskie nie jest specjalnie ludne, a dodatkowo jego gęściej zaludniona zachodnia część jest zasysana przez Gdańsk.
Zielona Góra
Zielona Góra głównie dzięki rozszerzeniu granic miasta zyskała ponad 21 tys. mieszkańców. W tym samym czasie, okrojony powiat zielonogórski stracił 18,3 tys. — a więc aglomeracja jest nieznacznie na plusie.
Należy jednak zauważyć, że bardzo blisko Zielonej Góry (po rozszerzeniu wręcz graniczy z nią) jest powiat nowosolski, który akurat stracił mieszkańców — blisko 4,7 tys. Jeśli i ten powiat doliczymy do aglomeracji Zielonej Góry, wtedy aglomeracja zielonogórska byłaby już na minusie.
Leszno
Wielkopolska to region, na którym powinna wzorować się cała Polska i nie inaczej jest z Lesznem. To stosunkowo małe byłe miasto wojewódzkie, ale dzięki przedsiębiorczości mieszkańców dynamicznie się rozwija. Choć samo Leszno straciło 2,8 tys. mieszkańców, to okalający je powiat zyskał ponad 5,9 tys.
Nowy Sącz
Nowy Sącz to też ciekawe miasto — bardzo słabo dostępne transportowo, a mimo to będące polskim zagłębiem milionerów (możliwe, że swój udział miał w tym eksperyment nowosądecki w PRL). Ci polscy milionerzy zdają się jednak w swoich zakładach płacić pracownikom pod stołem, bo mimo że Nowy Sącz ma jedne z najniższych średnich zarobków w kraju, powstaje tam mnóstwo nowych domów. Mimo to, okolice Nowego Sącza to też obok Kaszub jeden z polskich biegunów wysokiej dzietności. W niedalekim powiecie limanowskim współczynnik dzietności podchodzi czasem blisko zastępowalności pokoleń.
I to właśnie dzięki stosunkowo wysokiemu przyrostowi naturalnemu, a nie migracjom, aglomeracja ciągle rośnie. Same miasto straciło mieszkańców (-3 tys.), zaś w okalającym powiecie przybyło ich blisko 6,8 tys. Ale to się już w zasadzie skończyło — w najbliższych latach cały ten region czeka znacznie więcej zgonów niż urodzeń w związku z wymieraniem powojennego wyżu, a wchodzeniem w wiek dzietności kobiet, które są na studiach w Krakowie.
Gorzów Wielkopolski
Pamiętam z dzieciństwa, z serialu “Kocham Klarę” dziejącym się w Zielonej Górze, gdzie jednak tytułowa bohaterka jest gorzowianką, że Gorzów Wielkopolski w przeciwieństwie do Zielonej Góry ma tramwaje. Być może ma tramwaje, ale sytuację demograficzną ma gorszą. W Gorzowie ubyło blisko 4,6 tys. mieszkańców, zaś w okalającym go powiecie przybyło tylko 3,6 tys. Jest to nieznaczny, ale spadek.
Kielce
Stolica województwa świętokrzyskiego teoretycznie powinna być w podobnej sytuacji co Białystok, jednak dzięki bardziej centralnemu położeniu tego województwa, młodzież ze wsi może równie dobrze przenieść się do Krakowa (co ciekawe, wśród mieszkańców zachodniej części świętokrzyskiego miastem pierwszego wyboru są Katowice — to jedyny obszar poza śląskim, gdzie Katowice są na topie). W Kielcach ubyło ponad 15 tys. mieszkańców i jest to jedna z najszybciej wyludniających się stolic województw. Nie zrównoważył tego przyrost na przedmieściach, który wyniósł ok. 6,4 tys.
Koszalin
Wynik Koszalina prawdę mówiąc nieco mnie zdziwił. Fakt, aglomeracja traci ludność (-3,4 tys. w mieście v. + 1 tys. w powiecie), ale jak na swoje niekorzystne położenie (słabo zaludniony region, daleko od niemieckiej czy czeskiej granicy, daleko też od portów) Koszalin radzi sobie w miarę nieźle, szczególnie w porównaniu do nieodległego Słupska.
Tarnów
Tarnów ma pecha - jest dokładnie pomiędzy dwoma dynamicznymi miastami wojewódzkimi, Krakowem i Rzeszowem. Mimo przyjemnego starego miasta, miastu nie udaje się zatrzymać młodych mieszkańców, a ci, którzy zostają, mają szczególnie jak na Małopolskę mało dzieci. W Tarnowie ubyło blisko 7,8 tys. i nawet wzrost o niecałe 600 osób w powiecie nie uratuje tej aglomeracji przed spadkami.
Opole
Opole ma pecha w inny sposób. Owszem, też jest pomiędzy dwoma znacznie większymi aglomeracjami, z których jedna (Wrocław) jest szczególnie atrakcyjna, ale jeszcze większym problemem dla Opola jest to, że po prostu nie ma skąd brać nowych mieszkańców. Opolskie to obszar katastrofy demograficznej od co najmniej 30 lat, na którą składają się masowa emigracja Niemców i Ślązaków i niska dzietność tych, którzy zostają.
Choć Opole dzięki rozszerzeniu granic zyskało 4,8 tys. mieszkańców w stosunku do 2011 roku, to powiat opolski stracił aż 12,1 tys. A szkoda, bo Opole to naprawdę przyjemne, kompaktowe miasto.
Kalisz
Przy okazji Leszna mówiłem o Wielkopolsce jako wzorze, ale sytuacja jest już zupełnie inna w Kaliszu. Miasto to straciło 9,5 tys. mieszkańców przez ostatnie 10 lat — praktycznie 10% populacji. W powiecie kaliskim zanotowano delikatny wzrost, o 758 osób, jednak w sąsiednim powiecie ostrowskim (obejmującym Ostrów Wielkopolski) znów ubyło ponad 900 osób.
Przy okazji mojego poprzedniego spisu wiele osób, dla których “auto to ja” komentowało spadki ludności w centrach Warszawy czy Poznania przez pryzmat “dyskryminacji” kierowców objawiającej się likwidowaniem miejsc parkingowych i zwężaniem ulic. Ciekaw jestem jak wytłumaczą spadki w Kaliszu, który jest jednym z najbardziej zawalonych samochodami miast Polski.
Legnica
Podobnie jak Kalisz wyludnia się Legnica. Duży (-8,4 tys.) spadek w mieście nie jest rekompensowany przez mały (+378) wzrost w powiecie legnickim. Nie pomaga silna gospodarka, którą region musi wspomagać imigrantami. Legnica jest chyba po prostu zbyt blisko Wrocławia, przez co nie ma wielkiej różnicy w odległości do domu rodzinnego, a perspektywy kariery czy nawet znalezienia partnera/ki są w stolicy Śląska znacznie lepsze.
Radom
Radom nie ma dobrej prasy. Miasto-bohater memów jest obszarem silnej depopulacji — od 2011 roku ubyło blisko 20 tys. radomian. Część przeprowadziła się na przedmieścia, ale powiat radomski zyskał tylko 1,8 tys. mieszkańców.
We władzach PiS wiele czołowych postaci pochodzi z Radomia i okolic, próbując wymóc centralne inwestycje w tym mieście, takie jak absurdalny pomysł rozbudowy lotniska w Radomiu. Jednak bliskość Warszawy jest zbyt silnym czynnikiem, by zatrzymać depopulację miasta.
Słupsk
Słupsk — miasto podobne do Koszalina — ma znacznie gorszą sytuację demograficzną. Głęboki spadek ludności zanotowano w samym mieście (-8,2 tys.), a nawet przedmieścia straciły więcej mieszkańców niż zyskały (-230). Nie znam sytuacji lokalnej w tym regionie, ale gdybym miał zgadywać czemu Słupsk ma się gorzej niż Koszalin wskazałbym pewnie fakt, że Słupsk jest bliżej bardzo atrakcyjnego Trójmiasta niż Koszalin jest mniej atrakcyjnego Szczecina.
Grudziądz
Nawet gorsza niż w Słupsku sytuacja panuje w Grudziądzu. Chociaż Bydgoszcz i Toruń nie są aż tak atrakcyjne dla młodych ludzi (same mają problemy demograficzne), a Trójmiasto jest nieco dalej, Grudziądz jest chyba zbyt mały, by stanowić potencjalne miejsce migracji dla młodych ludzi z regionu. Nie pomaga, że w Grudziądzu nie ma szkół wyższych — wprawdzie jest jakiś zamiejscowy wydział AHE z Łodzi i Wyższa Szkoła Demokracji im. ks. Jerzego Popiełuszki, ale myślę, że poza mieszkańcami samego Grudziądza nikt o nich nie słyszał.
Płock
W Płocku, dzięki Orlenowi, są najwyższe lub jedne z najwyższych płac w Polsce. Wysokie wpływy z podatków miasto inwestuje w upiększanie ładnie położonego, przyjemnego starego miasta, amfiteatr, festiwale i wydarzenia kulturalne… a wszystko to na nic. Płock stracił blisko 10 tys. mieszkańców przez ostatnie 10 lat, a w powiecie płockim także zanotowano symboliczny (-95), ale spadek.
Przykład Płocka pokazuje, z jak ogromnym wyzwaniem mierzą się średniej wielkości miasta — wydaje się, że jeśli miastu nie poszczęściło się położeniem i historią (jak Rzeszowowi), być może nie ma możliwości uniknięcia depopulacji?
Jelenia Góra
Jelenia Góra, jedno z najpiękniej położonych miast w Polsce, też nie obroniła się przed spadkiem liczby ludności. Miasto straciło 6,6 tys. mieszkańców, a okalający je powiat 3,4 tys. Na marne pocieszenie można dodać fakt, że suburbanizacja zdaje się być stosunkowo skupiona w miejscowości Jeżów Sudecki, tuż za granicą miasta.
Elbląg
Elbląg to kolejne miasto szybko wyludniające się. Miasto straciło 9,5 tys. mieszkańców, zaś okalający je powiat elbląski kolejne 3 tys. Tempo wyludniania się Elbląga jest szokujące szczególnie dlatego, że to miasto jeszcze niedawno było w bardzo dobrej sytuacji demograficznej. W latach 90-tych liczba ludności rosła, a Elbląg rozpoczął nawet odbudowę zniszczonego w 1945 roku starego miasta w bardzo ciekawej formie retrowersji.
Podobnie jak inne mniejsze miasta, Elbląg jest jednak zbyt blisko Trójmiasta. Młodzi ludzie z Elbląga i okolic wyprowadzając się ledwie godzinę drogi od domu rodzinnego mogą znacznie poprawić swój standard życia i płacę.
Włocławek
Jeśli zamożny i ładny Płock nie obronił się przed drastyczną depopulacją, to nie może niestety dziwić, że położony poblisko, ale znacznie biedniejszy, poprzemysłowy Włocławek jest w jeszcze gorszej sytuacji. Miasto straciło co dziesiątego mieszkańca - ponad 12 tysięcy. Co gorsza, okalający powiat włocławski także stracił 3,8 tys. mieszkańców, a również graniczący z Włocławkiem powiat lipnowski kolejne 3,9 tys.
Częstochowa
Podobnie jak we Włocławku, w Częstochowie przez ostatnie 10 lat ubył co dziesiąty mieszkaniec, łącznie 23,7 tys., a kolejne 2,9 tys. w powiecie częstochowskim i 2,5 tys. w kłobuckim. Stolica polskiego katolicyzmu to — co być może zaskakujące — to miasto poprzemysłowe, które nie otrząsnęło się po transformacji ustrojowej. Częstochowie brakuje także naturalnego zaplecza demograficznego, gdyż młodych ludzi z okolicy podkradają jej Katowice, Kraków, a nawet Łódź i Warszawa.
Wałbrzych
Jednak największą depopulacją w ostatniej dekadzie, podobnie z resztą jak wcześniej, odznaczył się Wałbrzych. W Wałbrzychu ubyło 13,5% mieszkańców (-16,3 tys.), procentowo minimalnie więcej niż w Bytomiu — podobnym mieście z gospodarką zniszczoną przez upadek przemysłu ciężkiego, pełnym pięknej, ale z powodu biedy zaniedbanej architektury. Spadek ludności w Wałbrzychu w żaden sposób nie rekompensuje suburbanizacja - powiat wałbrzyski także stracił 5,1 tys. mieszkańców, a również graniczący z miastem powiat świdnicki kolejne 8,8 tys.
Osobiście Wałbrzycha mi z tej listy właśnie najbardziej szkoda. Jest to naprawdę piękne miasto w zachwycającej okolicy, które miało nieszczęście bycia rozwijanym jako miasto górnicze w PRL. Wałbrzych wydaje się też mieć bardzo światłe władze, gdyż miasto pięknienie z roku na rok (co nie jest aż tak widoczne we wspomnianym przeze mnie równie pięknym Bytomiu).
Ale liczba ludności to nie wszystko…
…ważne jest też to, jaka ta ludność w tych miastach zostaje. A tutaj sytuacja wygląda potencjalnie jeszcze gorzej.
Weźmy Rzeszów, czyli historię sukcesu, z Częstochową, czyli historią porażki ostatnich kilkunastu lat. Częstochowa ma wciąż około 18 tys. mieszkańców więcej niż Rzeszów. Jednak jeśli spojrzymy na piramidę wieku ludności, zobaczymy, że przewaga Częstochowy wynika z dużej ilości osób w wieku średnim i starszym. Jednak już w młodszych grupach wiekowych, szczególnie wśród dzieci, Rzeszów ma więcej mieszkańców.
W najbliższych dekadach starsi częstochowianie jeszcze mocniej się zestarzeją, a tym samym obniży się ich siła nabywcza, chęć do korzystania z usług kulturalnych, do remontowania mieszkań czy kupowania nowych itd. aż w końcu wymrą. Częstochowa stanie się miastem ciągle mającym ponad sto pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców, ale w którym nic się nie dzieje.
Jeszcze większy dramat jest w Wałbrzychu. W tym mieście już co trzeci mieszkaniec ma powyżej 60 lat, a mediana wieku wynosi 45 lat (w Rzeszowie - 38). W 2021 roku 794 osoby osiągnęły pełnoletność, tym samym w teorii wchodząc na rynek pracy. W tym samym roku 1792 wałbrzyszanie i wałbrzyszanki osiągnęły ustawowy wiek emerytalny.
Tymczasem polityka państwa i samorządów zdaje się zupełnie nie zauważać tego problemu. Państwo skupia się na współczynniku dzietności ignorując fakt, że nawet gdyby dzisiaj udało się go przywrócić do poziomu zastępowalności pokoleń, przez następne 20-30 lat będziemy zmagać się z milionami seniorów bez opieki, często w podmiejskich domach, które wybudowali kilkadziesiąt lat wcześniej, kiedy byli młodzi i zdrowi, a które okazują się więzieniem kiedy nie można już jeździć autem albo spadnie śnieg i nie ma siły na odśnieżanie. Wygląda to bardzo nieciekawie.
Mała uwaga co do Kalisza. Miasto otoczone jest powiatem ostrowskim i pleszewskim i one pochłaniają kaliszan bardziej.
Jestem ze wschodniej części Podkarpacia. I z tej perspektywy polityka regionalna wygląda wielki "rzeszowocentryzm" regionu. Jakby władze wojewódzkie nie wychylała nosa poza aglomeracje rzeszowska. Strumyk ludności z powiatów np. jarosławskiego i przemyskiego za niedługo wyschnie. Szkoda że w analizie zabrakło dla kontrastu analizy Przemyśla które w II RP było w 20 najludniejszych miast Polski